Trzecie podejście do dzisiejszego wpisu. Przy pierwszym co chwilę tracił zasięg internet w kompie córki, więc mąż użyczył mi swojego laptopa. Przy drugim podejściu coś musiałam przez przypadek nacisnąć i wszystko się skasowało. No to mam trzecie podejście - jak coś się nie uda - to idę dalej filcować albo spać. A tak przy okazji to powiem, że mam w sobie coś takiego, że jak to mąż określa "sprzęt mnie nie lubi". Dotyczy to w szczególności komputerów i samochodu. Ale o tym może napiszę innym razem bo to osobny temat - na dodatek temat rzeka.
Torebka - nieodłączny atrybut kobiety. Która z nas nie ma ich conajmniej kilka a na widok kolejnej ciekawej na wystawie aż nam się oczy świecą. A o zawartości damskich torebek to można by książkę napisać i niejeden czytelnik zdziwiłby się, co kobiety potrafią nosić w torebce. W moich torebkach tak standardowo można znaleźć: portfel, klucze (nieraz kilka kompletów), komórkę, chusteczki, długopis, szminki, gumki, spinki do włosów, różnego rodzaju wizytówki lub zapiski na karteczkach (kalendarz z notesem zajmuje za dużo miejsca...), tabletki przeciwbólowe, mały grzebień (którego prawie wcale nie używam) jakieś małe zabawki moich dzieci (bo akurat im się nie chciało nieść więc mamusia buch do torebki), naklejki "dzielny pacjent" - po wizytach u lekarza z dziećmi przebywają w moich torebkach całe tygodnie ( ostatnio wyjęłam kilka jak sama wróciłam od lekarza i synek zapytał się czy też byłam dzielna i dostałam naklejkę) oraz niestety często zakupy różnego rodzaju. Do rzeczy standardowych w damskiej torebce można dodać podpaski czy wkładki ale obecnie jestem w ciąży więc to pominęłam. Niestandardowo no to już różności - w zależności co akurat było potrzebne i poleżało w torebce dłużej np. śruby lub jakieś wkręty ( bo takie miałam kupić w sklepie), klucze do rowerów, kolczyki ( bo bolały uszy), małe perfumiki, kosmetyki, jakieś korale ( bo nie zdążyłam ubrać i zrobię to w samochodzie), lakier do paznokci ( bo nie zdążyłam i może gdzieś tam pomaluję paznokcie), nieraz jakaś przekąska ( szczególnie dla dzieci - bo przecież zgłodnieją mi biedaczki po drodze) itd. itp. Można by tak bez końca. Ale najgorsze jest to, że co chwilę zmieniam torebkę i przepakowuję szybko tylko podstawowe rzeczy a pozostałe później szukam bo nie wiem w której zostały...Czyli co jakiś czas szukam: ulubionej szminki, spinki czy gumki do włosów tego ładnego długopisu itd. - przecież miałam w torebce...Ale w której?
Moja fascynacja torebkami oraz bujna wyobraźnia sprawiły, że pewnego razu postanowiłam sama uszyć torebkę - z filcu. No i na jednej się nie skończyło...
Było też trochę innych wzorów ale nawet nie mam ich zdjęć. Pomysłów mi nie brakuje ale niestety mam spory problem z tym, że szyję na zwykłej domowej maszynie a filc jest gruby na 4-5 mm i impregnowany więc zszyć dwie warstwy to dla tej maszyny przeżycie ekstremalne. Efekt jest taki, że uszycie takiej torebki zajmuje mi dużo więcej czasu niż bym chciała na to poświęcić. Podobno najlepsze są stare maszyny po babciach - takie chowane w stolikach np. Singer. Może uda mi się kiedyś taką sprawną maszynę od kogoś zdobyć. Bo nowa, nadająca się do takiego szycia to wydatek powyżej 2000 zł.
Jak robię takie torebki? Szyję je z filcu impregnowanego i albo zostawiam klasyczne - bez ozdób, bo później można zawsze przypiąć jakąś broszkę - w zależności od nastroju albo wfilcowuję wzór za pomocą igieł do filcowania na sucho. Ta druga metoda sprawia, że od razu powstaje bardzo ciekawa torebka ale niestety można stracić niejedną igłę, ponieważ często się łamią na grubym i gęstym filcu.