Dostałam zamówienie na torebkę z Marylin Monroe. Lubię wyzwania, więc podjęłam. Nic nie tracę - najwyżej się nie uda. Czy jest podobna - sami oceńcie. Miło było malować wełenką twarz. Oto sesja zdjęciowa jak powstawała torebka:
Tu spała sobie ale pojawiły się głosy, że wygląda trochę "trupio" (w sumie nic dziwnego)
więc otworzyłam jej oko, żeby sprawdzić jak będzie lepiej
Moja komisja orzekająca czyli córka stwierdziła, ze tak jest lepiej, więc obudziłam Marylin a także wyszczupliłam jej trochę twarz.
Tu Marylin przygotowana do filcowania czyli zalana gorącą wodą. Teraz czekało mnie wiele godzin filcowania ( bo okazało się, że ten merynos w błamie wyjątkowo ciężko się filcował chociaż używałam go nie pierwszy raz na torebki). Myślę, że ciągle przerywany proces filcowania przez moje pociechy też miał na to duży wpływ.
Ale w końcu się udało. Moim zdaniem podczas filcowania trochę lewe oko opadło i zgubiła gdzieś piega. Piega dorobiłam na sucho.
Teraz czas na uszycie podszewki, wszywanie zamka, dorobienie rączek i gotowe.Mam nadzieję, ze będzie służyć właścicielce.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz